Z cyklu “POZNAWAJ Z KURIEREM”: Roztoczańska Perła jednak bez Oskara

0
672

Włóczy się człowiek od czasu do czasu dokąd oczy poniosą i nogi pozwolą – zwłaszcza kiedy świadomość bezsensowności „życiowego” pędu bierze górę nad wyższą koniecznością tegoż, bo każdy cel jakiś jednak ma… Wędruję zatem po ścieżkach, po dróżkach, szlakiem, polem, lasem… samemu lub w towarzystwie… trafia się często po drodze umęczony Chrystus przydrożny i Maryja zawsze skupiona, tu i ówdzie inny świątek bezgłowy. Trafiają się świątynie różnego obrządku i w różnym stanie zaniedbania (choć zadbanych też nie brakuje), przemknie jakiś zwierz, ptak zaśpiewa, człowieka nawet czasem człowiek spotka, niestety częściej ślady po nieludziach… śmieci…

Rodzime wspomnienia potyczek pułków 45. i 50 z konną armią Siemiona Budionnego w Ruszowie i Łabuńkach stanowiące obowiązkowe punkty na Gminnym Szlaku Śladami Miejsc Pamięci z poprzedniego numeru to początek cyklu [systematycznego mam nadzieję], w którym nie naukowość, ani też odkrywczość (choć mogą się zdarzyć) będzie wiodła prym, a chęć podzielenia się z Państwem własną pasją, myślą…

Tym razem zapraszam do Kniazi (wedle internetowej odmiany te „lubyckie” tak się właśnie w dopełniaczu odmieniają, ale [co ciekawe] te „susieckie” Kniazie jako część wsi Łosiniec mają w tymże przypadku formę Kniaziów). [Mógłbym jeszcze zaprosić Państwa do Kniazia, ale to już byłoby lokowanie produktu ☺ – choć sklep u Kniazia przy Parkowej 11 polecam]. Szczęśliwie miejscownik jest bezdyskusyjny, a o cerkiew w Kniaziach tu chodzi. Ona to choć – ruina – wzrok przyciąga, kusi, niepokoi, nastraja refleksyjnie, a nawet gra w filmie – „Zimna Wojna” Pawła Pawlikowskiego z Kotem, Szycem i Joanną Kulig. Tak gra, że o Oskarach wspominano – szczęśliwie już po fali oczekiwań… przeszła i nawet nóg nie umoczyła… i dobrze, bo pewnie by zadeptali…a tak ubłocą. Dość przypomnieć inną Roztoczańską Perłę mianowicie – Szumy na Tanwi i zwały (może wyolbrzymiam nieco) śmieci. Ekipa filmowa też pozostawiła po sobie nieco bałaganu… może nawet dopełniła dzieła zniszczenia, ale nie mnie oceniać.

Świątynia – nie oparła się działaniom wojennym [trafiona pociskiem, podpalona], w latach wolności i swawolności popadła w niełaskę miejscowych (młodych i nieświadomych) i choć dawała schronienie, to już nie dach nad głową, była wielokrotnym świadkiem sacrum i profanum – stoi wciąż dumna i otwartymi drzwiami zaprasza do środka, choć tabliczka na zewnątrz – teren prywatny, wstęp wzbroniony – zatrzymuje na chwilę. Jest jeszcze parawanowa dzwonnica z trzema arkadami – pomiędzy którymi hula już tylko wiatr, a dźwięk dzwonów przestał chyba bić razem z sercami pogrzebanych na przyległym cmentarzu zdobnym w krzyże z bruśnieńskiego warsztatu.

Na tablicy przed cerkwią czytamy: „Ukraińska greckokatolicka cerkiew pw. św. męczennicy Paraskewii we wsi Lubycza-Kniazie. Świątynia została zbudowana w latach 1798-1806 (architekt Semen Tarnawskyj). W cerkwi umieszczono ikonostas z XVII w. we włoskim stylu oraz ikonę Jezusa Chrystusa z XVI w. Polichromie zostały wykonane w 1822 przez malarzy: Kunickiego i Sopkowskiego. W latach 60-tych XIX w. ściany cerkwi ozdobiły polichromie artystów z krakowskiej szkoły – Antoniego Manastyrskiego i Teofila Kopystyńskiego. Cerkiew została częściowo zniszczona podczas walk niemieckich i radzieckich wojsk w 1941r., spalona została w 1944 roku. Część ikon znajduje się w posiadaniu prywatnych osób oraz jarosławskim muzeum. Do jejże parafii należała także filialna cerkiew w Lubyczy Kameralnej.”

Z historycznych dokumentów wynika, że murowana cerkiew w Kniaziach pod wezwaniem św. Paraskewy została wybudowana w latach 1798 – 1806. Poświęcono ją dokładnie 14 października 1806 r. Budowę cerkwi rozpoczęto 4 kwietnia 1798 r. O czym zaświadcza dokument zlecający wybudowanie świątyni: „Uprzywilejowani Kniazie chcąc ku wiecznej Chwale Boga wymurować u siebie w Kniaztwie Lubickim Cerkiew na 1000 blizko ludzi, obligują Pana Szymona Tarnawskiego architektę, żeby się tego Dzieła podjął.” Cytat pochodzi z „Z historyi lubickiej” Kazimierza Lubeckiego z 1917 r.

A współczesność jest taka, że cerkiew choć ruina, wciąż przyciąga – choćby wspomnianych filmowców, turystów niedzielnych, sentymentalnych podróżników w czasie i fotografów – z „małpką” i profesjonalnym ujęciem. Dwuznaczność rzeczownika „małpka” [pisanego w cudzysłowie] jest tu nieprzypadkowa, bo i amatorów tejże tutaj nie brakuje…

A gdyby kto dociekał, co ma łabuńskie Towarzystwo wspólnego z Kniaziami to [oczywiście poza Kniaziem – Radnym i Sołtysem] warto się tam wybrać w dobrym towarzystwie… zawsze raźniej. Polecam…

Piotr Piela

Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łabuńskiej 

im. Jana Jakuba Zamoyskiego


Poprzedni artykułRak jajnika – cichy zabójca.
Następny artykułAkcja „Życie przez całe życie”. Zebrano imponującą kwotę na budowę „Rodzinnego Domu”
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments