ŚMIERĆ HRABIEGO ALEKSANDRA SZEPTYCKIEGO

0
3257

ŚMIERĆ HRABIEGO ALEKSANDRA SZEPTYCKIEGO

Kto pierwszy w gminie Łabunie podpisał volkslistę, dzisiaj trudno ustalić. Głownie z tej przyczyny, że okupant w pierwszym okresie swego polowania za fojdojciami – jak mawiał lud – czynił to dość dyskretnie, zaś ci, którzy dali się przerobić na Niemców za Hitlera kiełbasę, też fakt ten – przynajmniej do czasu – starali się utrzymać w tajemnicy. Widać nikt z tych zaprzańców wyczynu swojego nie uważał za bohaterski, raczej za sprawę wstydliwą wobec środowiska, woleli kryć się mniemając, że świecąc Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, jakoś szczęśliwie przetrwają do końca wojny.
Za to prawie w stu procentach pewności da się ustalić, kto pierwszy stanowczo powiedział: Nie! Był nim Aleksander hrabia Szeptycki – właściciel dóbr Łabunie.
Po wycofaniu się bolszewików za Bug i po powrocie do Zamościa 8 października 1939 r. Niemców, hrabią Aleksandrem. staruszkiem liczącym sobie wówczas lat około 74. zainteresowali się Niemcy. Widać bardzo im był potrzebny, bo przez całą zimę 1939/40 bawili się hrabią szukając sposobów, żeby go podejść. zjednać – przerobić na własne kopyto. W końcu wysłali doń jednego z kupionych już panów braci z propozycją podpisania volkslisty. Gdy waszmość ujawnił z czym przybywa, stary pan hrabia stanowczo i jasno powiedział: Nigdy to się nie stanie. Choćbyśmy mieli stracić wszystko, nikt z mojego rodu nie wyprze się Polski. Nie splamimy honoru Polaka, choćby przyszło nam zapłacić życiem!
Na hitlerowskiego sługusa popatrzył z pogardą, mówiąc krótko: Precz! Służbie rozkazał nieproszonego, natrętnego gościa odprowadzić do drzwi i nigdy więcej nie wpuszczać.
Od tej pory – opowiadała mi śp. matka Maria Azaria z łabuńskiego klasztoru sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi, moja piastunka z hrabiowskiej ochronki – starszy pan hrabia wiedział, że dni jego spokoju są policzone, że Niemcy przygotowują zemstę. Dalej – swoim zwyczajem – chodził do sióstr zakonnych (do starego pałacu, w pięknym parku) na poranną Mszę św. Codziennie przystępował do Komunii św. Był – jak zwykle – spokojny, opanowany, skupiony, tylko teraz po tej ostatniej rozmowie z nieproszonym gościem, jakiś bardziej wpatrzony w siebie.
19 czerwca 1940 r. – wspomina Stanisława Kuc, z domu Dubik, naoczny świadek aresztowania starszego pana – gdy hrabia Aleksander uczestniczył we Mszy św., odprawianej o godzinie 7. przez klasztornego kapelana łabuńskich „mateczek” ks. kan. Władysława Kamińskiego (Sybirak, długoletni duszpasterz Polaków zesłanych przez cara na Sybir), przed klasztor sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi zajechała czarna limuzyna. Wysiadający z niej dwaj niemieccy oficerowie w zielonych mundurach, skierowali się prosto do klasztornej kaplicy. Tu jednej z „mateczek”- znającej język niemiecki – oznajmili, że przyjechali po hrabiego Aleksandra. Wiedzieli, że hrabia uczestniczy we Mszy św., Nie byli natarczywi; nie przerwali hrabiemu modłów, a modlił się żarliwie usługując jako ministrant, ks. celebransowi. Pod koniec Mszy św. „mateczka”, z którą rozmawiali Niemcy, podeszła do hrabiego ze smutną wiadomością. Hrabia przyjął Komunię św., przeżegnał się i powolnym krokiem, tym razem ze spuszczoną głową, wyszedł z kaplicy. Czekający nań oficerowie niemieccy wzięli go pod pachy zaprowadzili do czarnej limuzyny i odjechali w kierunku Zamościa. Był piękny, słoneczny dzień.
Cel podróży znali jedynie oprawcy: zamojska Rotunda – znana dzisiaj jako symbol martyrologii ludności Zamojszczyzny.
Gdy za czarną limuzyną zemknęły się ciężkie drzwi Rotundy, rozkazano hrabiemu wysiąść i biec wkoło okrągłego dziedzińca. Odmówił wykonania rozkazu. Wtedy jeden z siepaczy, oficer gestapo, popchnął staruszka zamierzając się nahajką. Hrabia zachwiał się, ale nie upadł, a wyprostowawszy się wymierzył oprawcy policzek, mówiąc doń po niemiecku: Ośmieliłeś się uderzyć polskiego grafa!… Zachwiał się i padł na dziedziniec, powalony atakiem serca. A cierpiał na anginę pectoris. I tak to w Łabuniach pierwszy z Polaków, który powiedział okupantowi stanowcze Nie!, stał się pierwszą śmiertelną ofiarą zamojskiej Rotundy.
Działo się to na oczach innych aresztowanych i umieszczonych w Rotundzie rodaków, znających język niemiecki. Oni to później, niektórzy przeżywszy Majdanek czy Oświęcim, przekazali potomnym prawdę o ostatnich chwilach właściciela dóbr Łabunie – starego pana hrabiego – Aleksandra Szeptyckiego.
W tekście Fanatischer Pole (Przegląd Narodowy nr 14/15, z r. 1991) napisałem, że ciało wydało gestapo „młodemu panu hrabiemu” – Janowi Kazimierzowi. Było to powtórzenie zasłyszanej opinii ludzi z kręgu łabuńskiego dworu. Jan Kazimierz Szeptycki sprostował to przekłamanie w liście do mnie z dnia 15 października 1991 r. – pisząc: Muszę sprostować pewien szczegół dotyczący pochówku mego Ojca. Nie było żadnej zgody na wydanie ciała mego Ojca przez gestapo. Po jego zgonie w Rotundzie gestapowcy zatrzymali wóz chłopski przejeżdżający obok, kazali na niego załadować zwłoki mego Ojca I tak przykryte słomą zostały przewiezione do kostnicy szpitala zamojskiego. Tam rozpoznał te zwłoki jeden z lekarzy szpitala, znajdując wszytą w ubranie krawiecką etykietkę z nazwiskiem mego Ojca. Dalej rozpoznały je także siostry Franciszkanki, które wtedy pracowały w szpitalu. Nie było żadnych pozwoleń gestapo – a po prostu p. Rojowski z Łabuń księgowy majątku i nasz wielki przyjaciel, posłał trumnę dębową, zrobioną w warsztacie [Jana} Semczuka w Łabuniach, końmi do Zamościa i tam po złożeniu do niej zwłok – przewieziono ja do klasztoru w Łabuniach. W dniu aresztowania Ojca nie byłem w Łabuniach, bowiem w tym czasie wyjechałem na parę dni do mojej żony i dzieci w okolice Jarosławia. Tam zawiadomiony przez p. Rojowskiego o śmierci Ojca – natychmiast okólnymi drogami wróciłem do Łabuń, by uczestniczyć w pogrzebie. Musiałem się szybko i dyskretnie zwijać – bowiem byłem także na liście tych, których gestapo miało aresztować w dniu 19 czerwca 1940 r.
Hrabia Aleksander pochowany został w starym, pięknym, wiekowym parku – na cmentarzu zakonnym i rodziny Szeptyckich w Łabuniach. Na pogrzebie byłem z moim ojcem, Józefem – gajowym jaśnie pana hrabiego. Była piękna pogoda, dużo zieleni i kwiatów, mrowie ludzi! I to nic tylko służby dworskiej (dworaków). Rozeszła się bowiem wieść, dlaczego zginął stary pan hrabia. ludziany pan i gorący Polonus! Dobry gospodarz! Dotrzymał słowa płacąc za wierność Najjaśniejszej Rzeczypospolitej najwyższą cenę!

- reklama-

Za co najeźdźca niemiecki tak konkretnie mógł poprzysiąc krwawą zemstę na hr. Aleksandrze?
No, bo samo powiedzenie, że za sprawy patriotyczne, to brzmi wysoko, ale nie załatwia wszystkiego i właśnie stawia pytanie o konkrety. Było to m.in. honorowe prezesostwo Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Wiejskiej Koło przy parafii Łabunie, czynne popieranie Związku Strzeleckiego „Strzelec” i Ligi Ochrony Przeciwpowietrznej Państwa, gdzie był we władzach. To on przekazał kawal gruntu pod strzelnicę dla młodzieży „Strzelca”, usytuowaną między Łabuniami a Wólką Łabuńską, by się zaprawiała w wojskowym rzemiośle. On popierał wychowywanie młodzieży w wierze ojców i w służbie Ojczyźnie – aż do ofiary najwyższej, tj. do złożenia ofiary całopalenia z życia na ołtarzu Ojczyzny. Może ktoś powiedzieć, że było to wychowanie romantyczne, ale ono w pełni zdało egzamin podczas II wojny światowej – szczególnie, gdy ta młodzież zmuszona była do chwycenia za broń podczas Ludowego Powstania Zamojskiego lat 1942-1943, dając niemieckiemu okupantowi krwawą odpowiedź za wysiedlane, pacyfikowane i palone wsie, za bezpardonowe mordowanie niewinnych rodaków, w pełni realizując zawołanie ojców Bóg, Honor i Ojczyzna. To ten testament pana hrabiego rozwścieczył niemieckiego najeźdźcę!

Fot. Dzięki uprzejmości Fundacji Rodu Szeptyckich
Lucjan Momot
(Autor zmarł w 2014 roku, tekst [fragment większej całości] przekazany do Biblioteki Publicznej Gminy Łabunie przez Kazimierę Marcińczak-Momot, wdowę).

 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments