60-letni mieszkaniec gm. Skierbieszów (pow. zamojski), który podpalił się w poniedziałek pod Starostwem Powiatowym w Zamościu, rano otrzymał list, który go zdenerwował. Po wyjaśnienia poszedł do urzędników, a gdy nie dostał satysfakcjonujących odpowiedzi, podpalił się – wynika z pierwszych ustaleń prokuratury.
Prokuratura Okręgowa w Zamościu prowadzi postępowanie w kierunku doprowadzenia człowieka do targnięcia się na własne życie za pomocą namowy lub udzielenia pomocy.
– Przesłuchano świadków zdarzenia. Z ich zeznań wynika, że mężczyzna otrzymał w poniedziałek rano pismo z Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie. Jego treść bardzo go zdenerwowała. Natychmiast udał się do Starostwa Powiatowego w Zamościu. Podczas rozmowy z pracownikiem tej instytucji na temat treści pisma nie uzyskał satysfakcjonującej go odpowiedzi – informuje Bartosz Wójcik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Wtedy, na schodach starostwa podpalił kurtkę, w którą był ubrany. Wbiegł do holu budynku, a następnie ponownie wybiegł na zewnątrz. Tam przechodnie ugasili ogień.
– Nie ustalono jeszcze, czy pokrzywdzony oblał się substancją łatwopalną i podpalił odzież, czy też odzież ta była nasączona taką substancją już wcześniej – mówi Wójcik.
60-latek został przewieziony do Szpitala im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu.
– Lekarze wstępnie stwierdzili poparzenie ciała na 50 procentach powierzchni. Mężczyzna był przytomny, kontakt z nim był jednak utrudniony – dodaje prokurator.
Śledczy zabezpieczyli fragmenty spalonej odzieży, plastikowe butelki oraz ślady substancji na ziemi przy zamojskim starostwie. W tej chwili sprawdzają, czy motywem samopodpalenia rzeczywiście były sprawy urzędowe.
Urzędnicy zgodnie podkreślają, że nie mają sobie nic do zarzucenia.
– Nad informacją o wstępnych ustaleniach prokuratorskiego postępowania pochylają się nasi prawnicy – mówi Beata Górka, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie. – Nie chcemy żeby te dwa zdarzenia, samopodpalenie i otrzymanie urzędowego pisma, były kojarzone, bo na ten moment nie ustalono jednoznacznie motywów tego desperackiego kroku, ani tego, co było w piśmie.
– Oczywiście, w takich chwilach człowiek zawsze zastanawia się, czy mógł się zachować inaczej. Czy mógł powiedzieć, coś co uspokoiłoby tą osobę. Ja jednak nie miałem takiej możliwości – podkreśla urzędnik starostwa, który rozmawiał z 60-latkiem. – Ten człowiek przyszedł do mnie z pismem. Był bardzo zdenerwowany. Pokazał je. Próbowałem mu powiedzieć, że ta sprawa nas nie dotyczy, bo nie my jesteśmy stroną toczącego się postępowania. Nie chciał jednak rozmawiać. Krzyknął: „Z wami to nie dojdę do ładu” i wybiegł.
Wiadomo, że od kilku lat mężczyzna próbował rozwiązać sprawę spadkową. Podobnie jak 15 innych osób, z jego dalszej rodziny nabył udziału w spadku, którym były działki rolne. Ponieważ działek było mniej niż udziałowców, a ci nie potrafili się ze sobą porozumieć, co do ich podziału mężczyzna zażądał od urzędników żeby ci wydzielili należną mu działkę.
– Nie mogliśmy tego zrobić, co potwierdził wyrok WSA. Pismo formalne, które 60-latek otrzymał feralnego dnia dotyczyło przekazania jego sprawy z Urzędu Marszałkowskiego do inspektoratu geodezyjnego podległego wojewodzie. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ta, jak najbardziej zgodna z prawem decyzja tak bardzo go zdenerwowała – uważa nas rozmówca. – Nie wiem dlaczego ten człowiek nie zdecydował się na wejście w tej sprawie na drogę sądową. Jeszcze 7 lutego z naszym radcą prawnym rozmawiała mama tego pana i otrzymała dokładne informacje, jak to zrobić.
Źródło: Dziennik Wschodni